Korpus Ochrony Pogranicza

https://kop.ipn.gov.pl/kop/multimed/materialy-audio/relacje-i-wspomnienia/8500,Kazimierz-Tadeusz-Janica.html
28.03.2024, 20:25

Kazimierz Tadeusz Janica

"Okruchy pamięci. Wspomnienia i relacje byłych żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza"

Wydawca: Instytut Historii i Stosunków Międzynarodowych, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski, Olsztyn 2015

Lektor: Krzysztof Magierski

Mastering: GMIK Studio Grzegorz Herliczek

 

Kazimierz Tadeusz Janica, s. Jana i Marianny Beker, ur. 7.07.1914 r. – Wilkowice, we wrześniu 1939 r. Grupa Operacyjna „Bielsko”

Wspomnienia

Marzec 1937 r. zostałem powołany do służby wojskowej w 4 p.p. Strzelców Podhalańskich, a we wrześniu przeniesiony do służby w Korpusie Ochrony Pogranicza Batalion „Czortków”. Tam też kończyłem szkołę podoficerską pozostając nadal w kompanii szkolnej jako instruktor, a przede wszystkim jako członek kadry sportowej. D-ca kompanii szkolnej był kpt. Artur Dubeński. Sprawował jednocześnie kierownictwo kadry sportowej. Entuzjastami sportu byli też d-ca Batalionu mjr Ruśkiewicz i szef sztabu major Wątorek. W roku 1938 kadra prowadzona przez trenerów zdobyła mistrzostwo w lekkiej atletyce i koszykówce całego KOP-u, a także na mistrzostwach Armii Polskiej zdobyła 3-cie miejsce. Do wybitnych sportowców żołnierzy KOP-u biorących udział w zawodach wraz ze mną należeli: Stanisław Urban, Tadeusz Wasiewicz, Józef Pstroś, Bromboszcz, wszyscy z Krakowa (nie wiem, czy jeszcze żyją), Henryk Musioł i Alfred Katabski.

Ponieważ miałem niepełne średnie wykształcenie, byłem wraz z innymi jako podoficer instruktorem i nauczycielem wśród młodzieży szkolnej oraz młodzieży polskiej zorganizowanej w Stowarzyszeniu i związkach. Prowadziliśmy przysposobienie wojskowe, terenoznawstwo, geografię i naukę z historii o Polsce. Ciekawym wydarzeniem w czasie mojej służby w KOPie był bunt żołnierzy z górnych koszar (kawalerzyści, artylerzyści) kiedy w niewyjaśnionych okolicznościach zamordowano żołnierza Kopistę na obrzeżach Czortkowa. Wieś niosła, że zginął z rąk bojówek ukraińskich wspólnie z Żydami, których w Czortkowie było sporo. Zbuntowani żołnierze pomimo zakazu d-ca wyszli do miasta, rozbili wiele sklepów żydowskich i placówek ukraińskich istniejących oficjalnie oraz dokonali sporo zniszczeń w mieście. Moja kompania szkolna brała udział w uśmierzaniu tego rokoszu, a ja zostałem nawet trochę poturbowany. Na szczęście wszystko powróciło do normy – epilog pozostawiam do myślenia!

Brałem też udział w patrolowaniu terenu wokół Czortkowa i przeszukiwaniu spelunek, często z pozytywnym wynikiem. Był też rozkaz dwa aby żołnierze nie wychodzili pojedynczo do miasta, a zwłaszcza poza jego obręb.

10 kwiecień 1996, Bielsko-Biała Kazimierz Janica

Skrócony życiorys

Urodziłem się 7-go lipca 1914 roku w Wilkowicach k. Bielska-Białej. Jestem synem Jana Janicy zmarłego w 1966 roku i Marianny Beker, zmarłej w 1918 roku. Rodzice moi byli robotnikami fabrycznymi, bezmajętni. Szkolę powszechną 7-mio klasową ukończyłem w 1928 r. Mając 14 lat rozpocząłem pracę w fabryce sukna w Bielsku początkowo jako uczeń, następnie w charakterze pomocnika mistrza tkalni, bowiem w latach 1932-1934 ukończyłem szkołę mistrzów tkackich w Państwowej Szkole Przemysłowej w Bielsku. Od września 1934 roku pracuję w zakładzie przemysłu wełnianego w Rakszawie k. Łańcuta w charakterze mistrza tkalni, gdzie pozostają do czasu powołania mnie do odbycia obowiązkowej służby wojskowej w marcu 1937 r. Służbę wojskową odbywałem początkowo w 4-tym p.p. w Cieszynie, a od września 1937 r. w Korpusie Ochrony Pogranicza w Czortkowie, gdzie też ukończyłem szkołę podoficerską, awansując w następstwie do stopnia kaprala. W kompanii szkolnej pozostaję już do końca mojej służby w KOPie, o czym relacjonuję w arkuszu-ankiecie. Na mocy mobilizacji zostałem skierowany do 16 p.p. do ugrupowania operacyjnego (pułk wyruszył wcześniej na zachodnio-południową granicę Polski). Była to jednostka licząca około Batalionu, a jej d-cą był kpt Zygmunt Brzeski. Należałem do drugiej kompanii, byłem d-cą drużyny z ręcznym karabinem maszynowym. Poprzez utarczki przy ciągłym bombardowaniu przez hitlerowskie lotnictwo dotarliśmy cofając się bez przerwy na przedpola Jarosławia. Tam kompania, w której byłem d-cą drużyny zajęła wyznaczone stanowiska bojowe, gotowe do odparcia wroga. Zmasowane jednak bombardowanie z powietrza i zmotoryzowane siły hitlerowskie zmogły nasze niewielkie zresztą siły, zginęło wielu naszych, rozbity został transport kolejowy saperów wraz z całym sprzętem, znajdujący się w przeładunku. Dla mnie ten dzień był tragiczny, zostałem ranny dotkliwie w obydwie nogi i głowę. Po jednodniowym pobycie w szpital zostaliśmy transportowani na wschód, do Tarnopola, gdzie operowano mi lewą nogę, a nieco później przywieziono nas do Kopyczyniec, umieszczając w budynku szkolnym zamie- nionym na szpital. Byli tam żołnierze z różnych jednostek oczekujących na zabiegi lub operacje.

Po zajęciu tego miasta przez wojska radzieckie w dniu 17 września szpital przejęła sowiecka służba sanitarna, a po kilku dniach załadowano nas na samochody i przetransportowano na terytorium radzieckie, mnie z grupą 32 żołnierzy polskich ulokowano w szpitalu w miasteczku Gorodok. Tam usunięto mi z lewej nogi odłamki po postrzale, a prawą nogę usztywniono. Opiekę w tym szpitalu mieliśmy względnie dobrą, personel medyczny był cy wilny, sowiecka służba wojskowa odwiedzała nas sporadycznie. Na początku listopada przewieźli nas tj. całą grupę do miasta Płaskirowa (obecnie chmielnicki). Było tam bardzo dużo polskich żołnierzy i oficerów, rozmieszczonych w barakach, zabudowaniach poklasztornych, był to po prostu duży obóz jeniecki. W obozie tym ciągle nas przesłuchiwano zawsze nocą, pytając szczególnie o stopień wojskowy, o służbę w policji lub KOPie, segregowano nas, przerzucano. Spotkałem tam znajomych z moich stron rodzinnych, również okaleczonych i rannych.

Około połowy lutego uformowano nas do transportu, ładowano do wagonów towarowych lub bydlęcych, jak niosła plotka na wymianę jeńców z niemcami. Transport wlókł się powoli z częstymi postojami nawet w szczerym polu, co dokładnie obserwowaliśmy. Korzystając z okazji, jaka się nadarzyła w czasie takiego postoju, zaryzykowaliśmy w kilku żołnierzy ucieczkę wśród ciemnej nocy gdzieś w okolicy Gródka Jagiellońskiego. Po różnych perypetiach i przygodach dotarłem do moich stron rodzinnych już w marcu 1940 roku. Po zameldowaniu się przy pomocy bliskich mi ludzi, jakiś czas żyłem na uboczu, jednak po jednej z częstych łapanek zostałem zatrzymany przez policję i skierowany do Arbeitsamtu, a tam stąd na szczęście do jednej z fabryk w Kamienicy jako robotnik. W kwietniu 1940 roku zostałem wciągnięty do konspiracji w ZWZ, przysięgę składałem u Edwarda Zajączka, inspektora Komendy Okręgu Śląskiego ZWZ na podokręg bielski „Brzemię”, działając w niej do sierpnia 1942 roku. W 1942 roku zostałem wywieziony do obozu pracy przymusowej w Sosnowcu, ulokowany w barakach przy Osthuttte, produkującej sprzęt zbrojeniowy. W tej hucie przebywałem od września 1942 r. do grudnia 1944 r. Pod koniec grudnia 1944 wraz z wieloma opuściłem baraki i robotę powracając do domu w Bystrej Krakowskiej, gdzie mieszkała żona z dziećmi. Ale tu byli jeszcze niemcy. Trzeba było się ukrywać. Zgłosiłem się do działającego w tym terenie oddziału partyzanckiego, któremu przewodzili znani koledzy, Józef Gocko i Józef Szymanek. Oddział ten prowadził akcje bojowe w masywie górskim Szyndzielnia, Klimczok, Trzy Kopce, Błatnia dobrze umocnionym tam niemcami. Po wkroczeniu wojsk sowieckich na ten teren, oddział ten został przemianowany na batalion AL, wielu jednak członków zostało aresztowanych, inni ratowali się ucieczką i ukrywaniem, ponieważ d-wo grupy wojsk radzieckich uznało nas za akowców. Na czas przebywania na tym terenie wojsk radzieckich cała ludność została ewakuowana, w tym i moja rodzina. Po powrocie i uspokojeniu otrzymałem pracę w przemyśle wełnianym w zakładach należących do tego Zjednoczenia. Kontynuowałem w tym czasie studia inżynierskie na wydziale włókienniczym, uzyskując dyplom w 1954 roku. Pracowałem kolejno na różnych stanowiskach jako kierownik oddziału, kierownik produkcji, a następnie dyrektor produkcji. W latach pięćdziesiątych wszyscy, którzy ukończyli studia wyższe i służyli w wojsku w stopniu podoficera, byli wzywani do RKU otrzymując nominacje na pierwszy stopień oficerski. Ja także zostałem wezwany do RKU, gdzie oświadczono mi, że nie mogę uzyskać nominacji, ponieważ służyłem w KOPie. Tą zniewagę – represję boleśnie odczuwam do dziś. Będąc w obozie jenieckim ZSRR wielokrotnie byłem przesłuchiwany przez GPU i pytany – czy byłem oficerem, policjantem, czy służyłem w KOP-ie. Stąd proste skojarzenie zasięgu działania w służbach i formacjach Polski Ludowej! Byłem obywatelem ze skazą, a w III-ciej Rzeczypospolitej?

Wracając do pracy w przemyśle, zajmowałem się także kształceniem młodzieży w szkołach zawodowych i Technikach. W 1961 roku ukończyłem studia pedagogiczne, dające mi status nauczyciela w szkołach średnich. Przez 25 lat uczyłem młodzież nie tylko przedmiotów zawodowych i technologii, wpajałem jej równocześnie wiedzę i prawdę o Polsce, o Ojczyźnie naszej, o tym, czym jesteśmy i o tym czym będziemy. Byłem za to parokrotnie przesłuchiwany i upominany z groźbą odebrania mi uprawnień nauczania. W 1963 r. przeszedłem do pracy w Pp „Polcargo” na stanowisko eksperta wyrobów włókienniczych w obrocie międzynarodowym, pozostając w tym przedsiębiorstwie do czasu przejścia na emeryturę, tj. do listopada 1979 roku. Przez długie lata zaangażowany byłem w pracy społecznej, zwłaszcza w organizacjach kombatanckich. Do dzisiaj jestem v-prezesem Zarządu Okręgowego Związku Inwalidów Wojennych RP w Katowicach, członkiem Zarządu Głównego ZIW w Warszawie. W dalszym ciągu jestem członkiem i strażnikiem Ligi Ochrony Przyrody. Jestem członkiem-emerytem Stowarzyszenia Włókienników Polskich i innych.

Byłem członkiem Związku Walki Zbrojnej – AK.

W pierwszej połowie kwietnia 1940 r., niedługo po moim powrocie z obozu jenieckiego w ZSRR, zaproponował mi wstąpienie w szeregi organizacji konspiracyjnej Tadeusz Ożga, mieszkaniec tej samej miejscowości i bliski mi przyjaciel. Był on podkomendnym pierwszego chyba na naszym terenie organizatora Związku Walki Zbrojnej, komendanta Obwodu Bialsko-Bielskiego, red. Edwarda Zajączka ps. Wolf. Po wprowadzeniu mnie w tajniki organizacji, złożyłem przysięgę na Krzyż na ręce Tadeusza Ożgi152. Rota przysięgi brzmiała o ile dobrze pamiętam, następująco: W obliczu Boga Wszechmogącego kładę rękę na Święty Krzyż i przysięgam być wiernym Ojczyźnie mojej Rzeczypospolitej Polskiej, stać wytrwale na straży Jej honoru, o wyzwolenie z niewoli walczyć ze wszystkich sił, aż do ofiary mego życia. Otrzymałem zadanie do działania i pseudonim „Krok”. W początkowej fazie działalność moja przejawiała się w udzielaniu pomocy Polakom szczególnie dotkniętymi skutkami wojny, a szczególnie represji policji niemieckiej, gestapo, organizacji hitlerowskich, których na tut. terenie było w bród. Pomoc ta miała charakter zróżnicowany od pracy propagandowo-uświadamiającej za pomocą ulotek, gazetek, aż do pomocy materialnej w szczególnych przypadkach.

Następnym moim zadaniem było zwerbowanie dalszych członków do konspiracji i ich zaprzysiężenie, tworząc tym samym drużynę. Na początku maja zostałem zatrzymany przez żandarmerię w czasie łapanki i przeznaczony na wywiezienie do Niemiec do robót przymusowych. Dzięki dr Strycharskiemu (ps. „Gruby”) z Bystrej, zostałem czasowo uznany za niezdolnego z powodu niewyleczonych ran. Zostałem natomiast zatrudniony jako robotnik skierowany przez Arbeitsamt w Fabryce Sukna Molenda und Sohn w Kamienicy. Byłem więc zatrudniony, moja obecność wśród społeczności, wśród której było sporo niemców nie raziła, posiadałem jakąś niewielką swobodę poruszania się, a w tym w pracy dla konspiracji. Mieliśmy swoich ludzi w urzędach gminnych w Wilkowicach, Bystrej i Mesznej, takich jak Reimen ps. Senior, Oprycharska ps. Edyta, Gluza ps. Mały znających dobrze język niemiecki. Od nich otrzymywaliśmy potrzebne informacje, przy pomocy których zapobiec można było wielu nieszczęściom. Duże spustoszenia czynili w rozdzielnictwie kart żywnościowych, w które zaopatrywaliśmy potrzebujących Polaków.

Jednym z najważniejszych zadań było gromadzenie broni pozostałej lub porzuconej z okresu wojny wrześniowej i odpowiednie jej ukrywanie. Mieliśmy dwa punkty w obrębie działania mojej drużyny, a to w Wilkowicach u Walentego Pytlarza ps. „Gorol” i w Bystrej Krakowskiej u Jana Rusina. Było to dla nas najbardziej trudne i niebezpieczne zajęcie, musiało być jednak wykonane bez przerwy. Do obowiązków moich należało dostarczanie prasy podziemnej, a następnie jej kolportaż wśród ludności polskiej. Zachowały mi się w pamięci niektóre tytuły, jak: Wiadomości, Hasło, Walka i Wolność. Do czarnych wspomnień odnośnie rozpowszechniania tej prasy, to wykrycie przez żandarmerię niemiecką przez szpiclowski donos u kilku mieszkańców Bystrej tych właśnie gazetek, w wyniku czego nastąpiły aresztowania i zsyłki do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Zginęło śmiercią męczeńską kilku, a wśród nich najmłodsi – Karol Kajzer, Józef Hankus, bracia Siudowie – wszyscy oni nie ukończyli jeszcze 20-stu lat życia. Wskutek tej wpadki z rozkazu Komendanta Obwodu nastąpiło przerwanie tej działalności tj. kolportażu na naszym terenie aż do wyciszenia i zastosowania innego sposobu kolportażu. Dalszym zadaniem mojej drużyny było prowadzenie małego sabotażu w fabrykach włókienniczych. Akcja ta polegała na uszkadzaniu maszyn tkackich, przedłużaniu remontów, niszczeniu surowców, opóźnianiu prac przygotowawczych. Tego rodzaju akcje miały miejsce w fabrykach: Lenko w Bielsku (Deutsch) Molenda i Stosius w Kamienicy, Karl i Markus Wolf w Bielsku. W akcjach tych brali udział nasi członkowie pracujący w tych fabrykach, a to: Stanisław Damek ps. Walek, Władysław Czul, Florian Ponc- elektryk, Józef Hess – niemiec, a także i ja osobiście.

Głównym organizatorem, a może i pierwszym na tym terenie, był red. Edward Zajączek ps. Wolf, znany działacz narodowy w Białej i Bielsku, był on także pierwszym Komendantem Obwodu. Znałem red. Zajączka z jego działalności zawodowej i społecznej, był to Polak patriota oddany krzewieniu polskości w mocno zniemczonych okolicach i miasta Bielska oraz Białej. Bywałem u niego na odprawach w określonych okolicznościach, zaś łączność z Komendą Obwodu utrzymywałem przez łącznika nazwiskiem Kufel z Żywca. E. Zajączek został aresztowany przez Gestapo w listopadzie 1940 r., zamordowany w Oświęcimiu w lutym 1941 r. W jakiś czas po tych wydarzeniach d-ctwo Obwodu przejął kpt. Henryk Boryczka. Był to człowiek doskonale znający teren oraz jego uwarunkowania geopolityczne. Z zawodu nauczyciel, znacznie rozwinął ruch konspiratorski, pamiętał o każdej, nawet małej grupie, przydzielał zadania, kontrolował ich wykonanie. Kpt. H. Boryczka ps. Doktor, Adam, Jarema został aresztowany we wrześniu 1942 r. i zamęczony w więzieniu mysłowickim w styczniu 1943 r. W tym też czasie moja grupa uległa samorozwiązaniu, wielu członków zostało wysłanych na przymusowe roboty w głąb Niemiec (Marek, Pytlarz, Kajzer, Dobija), a inni musieli po prostu zniknąć z tego terenu (Strycharski, Hess, Damek), ja także zostałem zatrzymany i przekazany do Polenlager w Sosnowcu, gdzie przebywałem do końca 1944 r.

Czym byłem, jako członek Związku Walki Zbrojnej AK? Byłem jednym z wielu i jak inni Polacy wykonywałem z konieczności pracę, aby utrzymać się na powierzchni, aby przy tym być pożytecznym dla mojej zniewolonej Ojczyzny i czyniłem to, co jako zbiorowy wysiłek Polaków miało przynieść wolność i zwycięstwo. Nie awansowałem, nie było na to czasu ani sposobności, nie byłem oznaczony zbyt powszechne były moje osiągnięcia, ale jako członek ZWZ-AK wykonałem przydzielone mi zadanie z godnością, dokładnie i z zaparciem, dotrzymując złożonej przysięgi, aby dać przykład tym, których mi poruczono, aby spełnić żołnierski obowiązek wobec Ojczyzny.

Kazimierz Janica

Opcje strony