Korpus Ochrony Pogranicza

https://kop.ipn.gov.pl/kop/multimed/materialy-audio/relacje-i-wspomnienia/8509,Jan-Cwiek.html
28.03.2024, 11:42

Jan Ćwiek

"Okruchy pamięci. Wspomnienia i relacje byłych żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza"

Wydawca: Instytut Historii i Stosunków Międzynarodowych, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski, Olsztyn 2015

Lektor: Krzysztof Magierski

Mastering: GMIK Studio Grzegorz Herliczek

 

Jan Ćwiek, s. Stanisława i Katarzyny z d. Szuchnik, ur. 29.02.1916 r. – Bramki, we wrześniu 1939 r. 3 pp KOP

Wspomnienia

W listopadzie roku 1938 zostałem powołany do odbycia zasadniczej służby wojskowej 21 pułk piechoty kom. C.K.M. 4 marca roku 1939 cała kompania została przeniesiona do pułku „Głębokie” batalion „Łuszki”. Powołani poborowi byli z woj. warszawskiego i wileńskiego co uważam za bardzo dobre przemieszanie i poznanie się. Bitwę z ruskimi stoczyliśmy o świcie 19 września w okolicach Kowla, strona przeciwna miała samoloty i czołgi, dużo naszych zginęło. 21 września otoczyli nas czołgami, poddaliśmy się, najgorsze co może być – zdaliśmy broń. Zostaliśmy odprowadzeni do Kowla. Trzy razy uciekaliśmy z niewoli, raz w biegu pociągu.

Podczas mojej służby w Łuszkach były awanse w dowództwie batalionu. Major Romuald Kozłowski został podpułkownikiem i przeniesiony do pułku Głębokie. Kapitan czy porucznik Henryk Kozłowski mianowany majorem został dowódcą batalionu. W miesiącu maju czy czerwcu z Poznania przybył do nas na dow. kompanii kapitan Zdrochecki. Był w bat. por. Przeździecki dow. plutonu C.K.M. był chor. Popławski Franciszek, szefem kom. starszy sierżant Jan Rybak, mundurowy batalionu sierżant Burzyński nie wyjechał na front. Został komendantem koszar. Byli podoficerowie, nazwisk nie pamiętam. Zginęli podpułkownik Romuald Kozłowski, rannego jeszcze przeszyły kule z ruskich samolotów, chociaż był w sanitarce czerwonego krzyża. Szef kom. Jan Rybak od snajpera pociskiem w czoło, parę dni przed śmiercią mówił, że jego ojciec w 20 roku zginął na Ukrainie. Zginęło kilku moich kolegów.

Po wojnie spotkałem majora Henryka Kozłowskiego, pracował jako inspektor Urzędu Ziemskiego na pow. Malbork, był pod swoim nazwiskiem, tylko miał zmienioną datę urodzenia na młodszego. Od roku 1989 szukałem listownie w Malborku, tylko co dostałem to potwierdzenie, że taki pracował, wyjechał, zacierał za sobą ślady.

Życiorys, ur. 29 lutego 1916 roku w Bramkach gm. Pass obecnie Błonie. Ukończyłem szkołę podstawową w roku 1940, założyłem rodzinę w 1945, osiedliłem się pow. Malbork gm. Nowy-Staw zamienioną na gm. Nowy-Dwór Gd. Mieszkałem do roku 1973. Od tego czasu w miejscu urodzenia.

Jan Ćwiek, Bramki, dnia 16 lutego 1993.

Uciekłem z niewoli sowieckiej

W listopadzie 1938 roku zostałem powołany do służby wojskowej do 21 Pułku Piechoty imienia „Dzieci Warszawy”. 5.03.1939 roku skierowano nas do KOP-u Baon Łużki, Pułk Głębokie, kompania C.K.M. Początek pobytu w Łużkach wspominam przyjemnie, spotkania z ludnością cywilną, rozmowy, wspólne posiłki, potańcówki na trawie. Kocham Wilniaków. W pobliżu koszar był dworek Platerów z szerokimi gościńcami, dużymi liściastymi drzewami – takich nigdy nie widziałem.

Przed wyruszeniem z koszar odbyła się msza polowa, dołączyliśmy do Pułku Głębokie, następnie odjechaliśmy pociągiem na granicę Prus Wschodnich. Dotarliśmy tam 1 września o świcie. Pamiętam Kanał Augustowski, Myszyniec – w tym rejonie byliśmy około tygodnia. W nocy widać było łuny – była to bitwa w okolicach Mławy. Około 7 września wycofaliśmy się z Prus Wschodnich, następnie jechaliśmy pociągiem przez Baranowicze, Prużanę, Błota Poleskie i tu pociąg się zatrzymał przy wodzie. Wojsko kąpało się. Następnie skierowaliśmy się na Łuck, Sarny. Kojarzą mi się Mordy – miejscowość, którą być może mijaliśmy, ale nie pamiętam dokładnie. Zostały przerwane linie kolejowe, z pociągu wyładowaliśmy się w polu. Ja byłem na ubezpieczeniu. Tam mieliśmy do czynienia z takimi faktami: wychodzi wojsko ze wsi a w tym czasie z ukrycia wyjeżdża jeździec na koniu, strzela do wojska i ucieka. Powtarzało się to dwu, lub trzykrotnie.

Pamiętam dokładnie datę 17 września 1939 roku, przechodziliśmy wtedy przez miejscowość Kołki, nadleciały trzy samoloty ruskie, my do nich ogniem z C.K.M. Następnego dnia 18 września przechodziliśmy znowu przez miejscowość Kołki, tylko w odwrotnym kierunku. Wieś byłą spalona, sterczały tylko kominy. Szliśmy w kierunku Kamienia Koszyrskiego. 25 kilometrów dalej była następna wieś, do której dochodziliśmy już o zmroku Ukraińcy otworzyli do nas ogień a następnie w naszym kierunku wyjechała tankietka. Leżały trupy ludzi cywilnych, straszne wrażenie, na cmentarzu paliły się krzyże. Cywile z wioski uciekali z nami. W następnej wiosce ja z oddziałem ubezpieczeniowym zatrzymaliśmy się do rana. Mieliśmy ze sobą 3 C.K.M.-y. Główny oddział poszedł dalej. W dalszym ciągu do wojska dołączała ludność cywilna: ludzie starsi, dzieci, kobiety. W nocy przelatywały nad nami pociski artyleryjskie niewiadomego pochodzenia. Nad ranem jeden pocisk spadł blisko nas – było to 19 września. Dzieci zaczęły płakać, a dla nas płacz dzieci był rozkazem, nasze wojsko – wszyscy ruszyliśmy z bronią naprzeciw ruskim. Była mgła, szron, wrażenie horroru. Tu zginął szef kompanii Jan Rybak i pięciu kolegów. Do pochówku pozostał chor. Fr. Popławski i inni podoficerowie, którzy mieli jeszcze konie. My dołączyliśmy do pułku wieczorem 20-go września doszło do bitwy – na nas ruszyły ruskie czołgi i samoloty. W tym dniu trafiony został płk Romuald Kozłowski. Rannego położono w sanitarce, którą zsiekły serie z samolotu. Płk Romuald Kozłowski został pochowany w Kowlu.

21–go września w godzinach przedpołudniowych podjechał do nas ruski czołg (nasz pododdział był już nie duży) i wezwał nas abyśmy się poddali do niewoli. To się pamięta, same łzy leciały z bezsilności wobec wroga. Koledzy reagowali różnie. Jedni chcieli walczyć do utraty życia, bić ruskich, inni mówili, że to bezsens zginąć – lepiej walczyć dalej, tylko inaczej. Kolega mówił do mnie: „wyjmij zamek i schowaj w piasek”. Nie miałem siły, nie mogłem. Z nami byli cywile, którzy wcześniej przyłączyli się do nas. My szliśmy do niewoli. Odprowadzili nas do Kowla. Z Kowla po dwóch uchodziliśmy po za miasto. Trzymaliśmy się torów kolejowych. Tutaj nas otoczyli i wsadzili do pociągu. Podjęliśmy dwie próby wydostania się z niewoli. Dowieźli nas do Równego. Tam we dwóch poszliśmy szukać jedzenia. Trafiliśmy na szkołę, weszliśmy do środka i wewnątrz zobaczyliśmy polskich żołnierzy, ale samych Żydów. Siedzieli przy stole i jedli gorącą zupę. Patrzyli na nas złowrogo. Prędko wyszliśmy. Ten posiłek zorganizowali Żydzi cywile. Stąd wyszliśmy i znów zgarnęli nas do pociągu. Przy trzeciej próbie ucieczki wyskoczyliśmy z pociągu towarowego w biegu. Udało się. Tym razem nie trzymaliśmy się torów, weszliśmy w głąb terenu, polami, omijaliśmy wioski. Widziałem uzbrojonych Żydów, z czerwonymi szmatami przypiętymi u boku. Tych należało się bać.

W taki sposób uniknąłem sowieckiej niewoli.

Opcje strony