Antoni Jurasz

"Okruchy pamięci. Wspomnienia i relacje byłych żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza"

Wydawca: Instytut Historii i Stosunków Międzynarodowych, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski, Olsztyn 2015

Lektor: Krzysztof Magierski

Mastering: GMIK Studio Grzegorz Herliczek

 

Antoni Jurasz, s. Franciszka i Anny z d. Wolna ur. 27.04.1922 r. Cięcina, we wrześniu 1939 r. obrona Węgierskiej Górki

Wspomnienia żołnierza (harcerza – ochotnika) KOP-u.

Wiosną 1939 roku, przyjechał do Cięciny i Węgierskiej Górki, swoich rodzinnych stron, batalion KOP-u „Berezawecz” z miejscowości o tej samej nazwie z dalekiej Wileńszczyzny. Oficerowie tego batalionu (ich nazwisk nie znałem i nie znam) prowadzili ze starszymi chłopcami Harcerskiej Drużyny Męskiej w Węgierskiej Górce instruktażowe spotkania, pogadanki i wykłady z zakresu służby pomocniczej w wojsku, wywiad i kontrwywiad, łączność i sygnalizacja oraz opieka sanitarna. Z chwilą wybuchu wojny, mieliśmy podając hasło: „Powołuję się na Kazimierza”, meldować swoją gotowość do służby przy batalionie, w jednym z budynków huty „Węgierska Górka”. Tak się też stało.

1. września 1939 roku, kiedy syreny w Hucie i tartaku ogłosiły o godz. 5.30 wybuch wojny, stanęliśmy „jak jeden mąż”, harcerze, strzelcy, sokoli i młodzież męska Katolickiego Stowarzyszenia. Nas harcerzy przydzielono do służby na stacji gołębi pocztowych u organisty cięcińskiego i tam przez cały dzień starałem się pozyskać przychylność podoficera, któremu podlegaliśmy. Starania moje o przydział do szeregów batalionu zostały uwieńczone pełnym sukcesem: z kilkudziesięciu rezerwistów, którzy nazajutrz, t.j. 2. września zgłosili się na ochotnika, umundurowanie i broń otrzymało tylko 4 mężczyzn i ja, 17 letni harcerz – ćwik.

Koło godziny 13. zostałem przez dowódcę obrony Węgierskiej Górki majora Kazimierza Czarkowskiego przydzielony do drużyny kaprala Jasińskiego jako przewodnik, a zadaniem naszym było ostrzelać nieprzyjaciela gdy zacznie podchodzić od wsi Milówka pod grzbiet góry Prusów. Miało to być sygnałem dla naszej artylerii, która istotnie natychmiast po salwie karabinowej, nieomal tuż przed nami, zaczęła siać panikę wśród żołnierzy niemieckich. Najszybciej, jak tylko to było możliwe, przeprowadziłem moją drużynę za Brandysi Groń, gdzie w okopach czekały na nas dwa karabiny maszynowe z obsługą. Dwie nasze drużyny broniły do wieczora przed sforsowaniem przez nieprzyjaciela przeciwległego grzbietu górskiego od zachodu oraz osłaniały przed oskrzydleniem całej obrony Węgierskiej Górki od południa, a więc od granicy ze Słowacją, zajętej przez Niemców, oddalonej o niecałe 10 km w linii prostej.

O zmroku przemieściliśmy się poniżej Brandysiego Gronia i tam obie nasze drużyny broniły nadal przejścia nieprzyjacielowi od południa i południowego zachodu. W późnych godzinach nocnych zostaliśmy jednak z trzech stron – od południa, od zachodu i od północy zaatakowani i omal stoczeni przez przeważające siły nieprzyjacielskie. Sobie tylko znanymi od dziecka ścieżkami zdołałem wyprowadzić obie drużyny z zaciskającego się wrogiego pierścienia i bez straty mogliśmy dołączyć do wycofującego się batalionu „Berezawecz” w stronę Żywca i potem dalej na wschód. Nadmieniam, że obrona Węgierskiej Górki stanowiła zaledwie jedną dziesiątą sił nieprzyjacielskich: Węgierskiej Górki bronił batalion „Berezawecz”, batalion O.N. Żywiec, kompania forteczna i bateria 6 lekkich dział. Przeciwko nam mieliśmy zmotoryzowaną dywizję górską z Bawarii, znacznie lepiej uzbrojoną od nas, zwłaszcza od obrony narodowej. Mimo to Węgierska Górka broniła się od wczesnych godzin popołudniowych 2 września do późnym godzin z drugiego na trzeciego września, a 3 forty trwały w beznadziejnej obronie do rana, a fort 4. nawet do godziny popołudniowych 3. września.

Batalion „Berezawecz” osłaniał wycofującą się Armię „Kraków” na przestrzeni około 400 km pod Tomaszów Lubelski, ponosząc duże straty w bitwie przy przeprawie przez Dunajec koło Dąbrowy Tarnowskiej i wreszcie po zaciętych bojach w Roztoczu Lwowsko-Tomaszowskim w dniach od 19 do 22 września wraz z znaczną częścią Armii musiał skapitulować. Wzięty do niewoli, byłem przesłuchiwany przez oficerów niemieckich (prawdopodobnie przez Abwehrę). Korzystając z chwilowej nieuwagi pilnującego mnie żandarma, wmieszałem się w wielotysięczny tłum jeńców zgromadzony w zabudowaniach dworskich a potem, w czasie marszu na zachód, udało mi się zbiec i uniknąć sądu wojennego i prawdopodobnie rozstrzelania lub w najlepszym razie zesłania do obozu koncentracyjnego.

Od pierwszych dni października 1939 należałem do konspiracyjnej organizacji „Niepodległość” w Żywcu i z terenu powiatów cieszyńskiego, bielskiego, bialskiego i żywieckiego przeprowadzałem ludzi zagrożonych aresztowaniem przez „zieloną” granicę do Krakowa a stamtąd przenosiłem ulotki i korespondencję. W ostatnich dniach marca 1940 zostałem aresztowany na szlaku kurierskim w Słowacji i wydany Gestapo w Jabłonkowie. W więzieniach i obozach koncentracyjnych przebywałem do 11. kwietnia 1945 roku. Po powrocie do kraju studiowałem dziennikarstwo i aktorstwo. Od 1950 roku grałem w wielu teatrach polskich, także w licznych filmach i serialach telewizyjnych oraz w radiu. Od 10 lat jestem na emeryturze.

Za obronę Węgierskiej Górki zostałem odznaczony przez dowódcę Armii „Kraków” gen. Antoniego Szyllinga Krzyżem Walecznych, Ministerstwo Spraw Wojskowych w Londynie przyznało mi Krzyż Kampanii Wrześniowej 1939, nadto odznaczony jestem Krzyżem Oświęcimskim i Medalem za udział w wojnie obronnej 1939. Za wybitne osiągnięcia aktorskie otrzymałem Złoty Krzyż Zasługi, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski oraz liczne wyróżnienia za działalność zawodową i społeczną.

Jestem emerytem, ale chciałbym się włączyć do działalności politycznej, aby móc przyczynić się do ukrócenia warcholstwa i złodziejstwa. Do żadnych partii nie należałem, natomiast przez 60 lat – od złożenia przyrzeczenia harcerskiego – czułem się zawsze harcerzem.

K-ce, 25. III 1993

Odręczny czytelny podpis

A. Jurasz

Opcje strony

do góry